sobota, 6 września 2014

4. Tajemnica podziemia

     
"Człowiek jest tajemnicą - z tajemnicy przybywa i w tajemnicę odchodzi." - Maria Dąbrowska

       - Sądzisz, że ja będę takim drugim... - wyszeptała Will, leżąc obok Simona, na twardym łóżku, na którym bardzo wyczuwalne były sprężyny. 
- Jak Josef Blösche*? - nie pozwolił jej dokończyć, wiedział co chce powiedzieć. 
Dziewczyna nie zaprzeczyła, tylko nikle kiwnęła głową, ze "złamanym" uśmiechem. 
- Jeśli zabijesz mnie, a potem wszystkich swoich wrogów, to tak. - powiedział z ironią i spojrzał w jej zielone tęczówki, które naszły łzami.

***
 Oczy Willow:
       Krople deszczu zmywały z okien kurz. Ludzie śpiesznie pędzili do domów, auta perfidnie wjeżdżały w kałuże. Zwierzęta biegały szukając chronienia. A ja? Ja dalej siedzę na tym pustkowiu. Zamknięta w sobie usiłuję odnaleźć część swojego dawnego życia. 
           Jak kochać gdy jest się nie kochanym? Jak żyć z samym sobą, gdy nie masz zaufania do siebie? Świat w którym tkwię jest inny, bardziej tajemniczy i chaotyczny. 
Gdybym mogła coś zmienić. 
Co noc budzę się zalana łzami, krztusząc się nimi i własną śliną, z całych sił wołając Simona. A on staje w drzwiach, nieustannie w tej samej pozycji - ze skrzyżowanymi rękoma na piesi i tak samo przygląda mi się. Widzi, że każdy ruch sprawia mi ból, że moje ręce krwawią, a myśli błądzą. 
Wtedy siada obok mnie, układając moją głowę na swoich kolanach, odgarniając swoimi zimnymi palcami kosmyki moich włosów. Ten moment, gdy mój oddech staje się spokojniejszy, bardziej pewny i w końcu sprawia mi przyjemność. Usypiam... 
Gdy pierwsze promienie słońca przebijają się przez ciemną zasłonę, czuję oddech, ale tylko mój. Ciepło poduszki i tylko wspomnienie, które powtarza się co noc. 
           Rano stajemy się sobie obojętni, unikamy rozmów. Mówimy do siebie monosylabami, a gdy chce się spytać czemu tak jest, zaczyna udawać, że nie słyszy lub wychodzi. Wtedy coś we mnie pęka. Chaotycznie chodzę po małej kawalerce, rwę dłońmi włosy z głowy. I kolejna myśl... podziemie, które stało mi się tak przyjazne. 
Co dnia przychodzę tak wieczorem, aby wsłuchać w szum wody...

***

          Pogoda wyjątkowo nie sprzyjała, jednak Simon gdzieś wyszedł. Will jeszcze przez chwilę czekała z upewnieniem się czy oby na pewno szybko nie wróci, ale nie mogła dłużej czekać. 
Zaczynała coraz bardziej przebierać nogami w miejscu z myślą co tym razem zobaczy w swoim zakątku, który "był tylko jej". 
            Raczkując ciemnym tunelem, coraz bardziej i wyraźniej słyszała szum wody, był wyjątkowy głośny. Woda obijała się o skały, kiedy stanęła nogami na ziemi poczuła jej przyjemny chłód. Nabrała więcej powietrza do płuc i powoli je wypuściła, napawając się tą wyjątkową chwilę. 
W głowie brzmienie uderzania klawisza "C", a po chwili wyraźne melodie. 
Oparła się o mokrą skałę i zamknęła oczy, powoli odpływając w głęboki sen. 

Nie powinno Cię tu być. 
Stan w którym jesteś jest zbyt ciężki do opisania, jest monotonny i wręcz błahy, ale nikt nie potrafi go pojąć. Dla zwykłych ludzi to zwykła hipnoza, ale dla nas umarłych to ukojenie, życie. 
Wyrywa nas z tego krzyk, jęk, a po chwili czujemy tylko ukłucie. Jakby nóż miękko wbijał się w nasze drętwe ciało, które od wielu lat albo dni gryzie ziemię. 
Czujesz ten zapach, to powietrze? Woda, która tu jest nie jest wodą. Wejdź do niej, a doznasz czegoś czego nigdy nie czułaś...

         Willow ocknęła się w ułamku sekundy. Nie pamiętała słów, które rozbrzmiewały melodyjnie w jej głowie, ale miała ochotę wejść do tej zimnej wody, w której trzymała swoją rękę. Dłoń lśniła, woda była na tyle przejrzysta, że wszytko widziała. 
- Zimna... - powiedziała, powoli wchodząc do niej. 
        Uczucie zimna ogarnęło jej ciało, po ciele przeszły dreszcze, a po chwili... Po chwili nie było nic. Woda, stała się coraz bardziej zimna i lepka, kolor lazurowy naszedł czerwienią. Ukłucie w płucach, krzyk, jęk, a po chwili utrata świadomości i opanowania własnego ciała. 
Woda stawała się coraz bardziej czerwona, a wykrzykiwanie imienia Simona nic nie dawało. 
Im więcej krzyku tym więcej bólu... - odezwał się głos w jej głowie, a po chwili poczuła jak leży pod taflą nie wody, lecz krwi. 

***

        - Will musimy porozmawiać. - Simon wszedł do pokoju w którym powinna być dziewczyna, ale jej nie było. 
Przekopał całą kawalerkę, dopiero po chwili dotarło do niej gdzie jest. Gdy próbował przedostać się przez wąski tunel, z tych całych "nerwów" jego dłonie zaczęły krwawić, kamienie w tunelu raniły jego ręce, kolana. 
Gdy znalazł się tam, wszystko jakby było jakby normalnie. Strumyk swobodnie płyną, nabierając różnych odcieni błękitu, lampy naftowe delikatnie oświecały pomieszczenia, ale nie było tu Willow. 
- Willow wychodź! - krzyknął sfrustrowany i nim przyjrzał się uważniej strumykowi, zobaczył wyłaniającą się z niego postać. 
       Dziewczyna w podartych ubraniach, ciemnymi skrzydłami i zakrwawionymi kończynami, spojrzała na niego bladym wzrokiem. Ruszała ustami jakby chciała coś powiedzieć, ale nie była w stanie, każde słowo sprawiało jej zbyt duży ból. 
To ona... to ta Willow, która co noc krzyczała jego imię, która udawała co dnia jakby nie wiedziała kim on jest. W tym momencie tak jakby coś się stało. 
Rudowłosa wydała z siebie jęk i z powrotem zanurzyła się pod wodę, a raczej ją coś zanurzyło. 
Simon podbiegł do niej ściskając mocno jej dłoń, ta również odwzajemniła całą swoją siłą uścisk dłoni, jednak nie na długo. Woda stała się mętna, nie było pod nią nic widać, w końcu poddała się i puściła go z uścisku, zatapiając się w otchłań nieznanego.


*Josef Blösche - (ur. 5 lutego 1912 w miejscowosci Frýdlant - zm. 29 lipca 1969 w Lipsku) - niemiecki zbrodniarz wojenny, służący w stopniu SS-Rottenführera.